Górnik Zabrze niedawno wszedł na zwycięską ścieżkę i to w momencie, gdy nikt się tego nie spodziewał. Klub z Roosevelta ostatnio pokonał u siebie Widzew Łódź 3:0 i na wyjeździe Pogoń Szczecin 4:1. Wygrane robiły wrażenie, bo rywale to górna półka w PKO Ekstraklasie.
Kibice liczyli na marsz w górę tabeli, bo przed przerwą zimową zabrzan czekały starcia z zespołami, które walczą o utrzymanie. Skoro Górnik wysoko ogrywa zespoły walczące o podium, to przecież nie będzie mieć żadnych problemów z przeciwnikami, którzy w tym sezonie punkty zdobywają sporadycznie.
Życie jednak lubi brutalnie weryfikować plany i marzenia. Pierwszy zimny prysznic przyszedł w Pucharze Polski w formie porażki z II-ligowym KKS-em Kalisz. W sobotę Górnik grał na własnym stadionie z ostatnią w tabeli Miedzią Legnica. Rywal miał na koncie zaledwie dwa zwycięstwa. Dziś ma już trzy, bo przy Roosevelta rozbił zabrzan 3:0.
Najciekawsze jest to, że Górnik zdominował spotkanie. Miał aż 70 procent posiadania piłki i trudno zrozumieć, jak mógł przegrać i to w takich rozmiarach. To przeczy logice, ale też pokazuje, że do Zabrza wróciły demony, które kibicom są doskonale znane.
W tym sezonie 14-krotny mistrz Polski ma dwa problemy. Skuteczność pod bramką przeciwnika i koszmarne błędy w defensywie. W starciu z Miedzią było jedno i drugie, więc skończyło się takim wynikiem. Nie dziwi, że trener Bartosch Gaul zaczyna tracić cierpliwość.
- Brak skuteczności, tego nam cały czas brakuje. Nie chcieliśmy "zabić" rywala. Mieliśmy sporo okazji, musimy wykorzystywać swoje szanse. Szczerze mówiąc, przy bramkach zachowaliśmy się jak w przedszkolu. Przy pierwszej Wojtuszek, przy drugiej Włodarczyk. Jeśli tak bronisz na tym poziomie, to zawsze będzie problem. Indywidualne broniliśmy słabo - mówił po spotkaniu Bartosch Gaul.
W tym roku Górnik Zabrze rozegra jeszcze jedno spotkanie. Tym razem na wyjeździe z Lechią Gdańsk. Jakiego Górnika tym razem zobaczymy? Tego chyba nie wie nawet szkoleniowiec.