Górnik Zabrze w tym roku wygrał tylko jedno ligowe spotkanie, ale trudno narzekać na drużynę Jana Urbana. W ostatnich spotkaniach zabrakło odrobiny szczęścia. Klub z Roosevelta prowadził z Jagiellonią Białystok 1:0, a ostatecznie przegrał 1:2. Z Rakowem Częstochowa także zabrzanie prowadzili i zeszli z boiska z remisem.
Cudowny gol, którego nie było
Po ostatnim spotkaniu w PKO Ekstraklasie zawrzało w polskich mediach. Górnik czuje się bowiem skrzywdzony. Chodzi przede wszystkim o sytuację z końcówki spotkania, gdy był wynik 1:1. W doliczonym czasie gry przepięknego gola na wagę trzech punktów strzelił Bartosz Nowak. Na stadionie wybuchła wielka euforia, która po chwili zamieniła się w jeszcze większy gniew.
Sytuacja bramkowa została przeanalizowana przez system VAR. Sędziowie dopatrzyli się pozycji spalonej Piotra Krawczyka, który w tej sytuacji podawał piłkę. Ogromny żal zabrzan spowodowany jest faktem, że spalony był dosłownie centymetrowy.
- Kilka słów komentarza? No to kilka słów. Mecz przegrany przez sędziego VAR, który jest nieomylny, najlepszy... Uważam, że tak nie jest, no ale zostawmy mu... to dla niego. Dziękuję - wypalił po meczu wściekły trener Jan Urban.
Także Lukas Podolski, który zakończył spotkanie z kontuzją, nie ukrywał rozczarowania. Przyznał wprost, że nie podoba mu się, w którą stronę zmierza futbol po wprowadzeniu systemu wideopowtórek.
- VAR za często zabija emocje. Mało już w tym wszystkim radości, spontaniczności. Co tydzień, i nie mówię tylko o polskiej lidze, są dyskusje o anulowanych golach, kartkach, faulach. Ten VAR trochę zawłaszcza piłkę. Zaczyna to wyglądać tak, że o wyniku czasem nie decyduje się na boisku, a, jak to mówią w Niemczech, w piwnicach, gdzie siedzą sędziowie VAR, albo w wozach, jak w Polsce - komentuje "Poldi" w WP SportoweFakty.
Przepisy są jednak bezlitosne i nie ma spalonych, na które sędziowie mogą przymknąć oko. Gdyby gol został uznany, to takie same pretensje pod adresem arbitrów kierowaliby trenerzy i zawodnicy Rakowa. Wiadomo, że dla wszystkich anulowanie przepięknej bramki i to strzelonej w samej końcówce było potwornie bolesne, ale... futbol po prostu czasem bywa brutalny.
Górnik zresztą znowu pretensje może mieć do siebie, że wcześniej nie wykorzystał kilku dogodnych okazji. Gdyby zabrzanie w tym roku byli skuteczniejsi, to dziś mogliby mieć na koncie komplet punktów. Rzeczywistość jednak jest inna i teraz trzeba skupiać się na kolejnym wyzwaniu.
W sobotę 26 lutego kibiców czeka wielki szlagier. Górnik zagra na wyjeździe z Piastem Gliwice. Rywale w tym roku zdobyli sześć punktów i będą chcieli się zrewanżować za niedawną porażkę w 1/8 finału Pucharu Polski. Zabrzan czeka duże wyzwanie, z którym być może będą musieli zmierzyć się bez Podolskiego, który na razie z powodu urazu nie trenuje z zespołem.