Informacja o śmierci Jana Gomoli dotarła do kibiców pod koniec lutego 2022 roku. 24 lutego zmarł tam, gdzie się urodził, wychował i wrócił po pięknej piłkarskiej karierze. Ustroń był jego miejscem na ziemi.
Pochodził z Ustronia. Tu też zmarł
W Ustroniu uczył się futbolu w miejscowej Kuźni. W pewnym momencie dostrzeżono jego wielki talent. Niewiele brakowało, a trafiłby do Szombierek Bytom, ale w ostatniej chwili do gry wszedł Górnik Zabrze i pozyskał 24-letniego bramkarza.
Zabrzanie byli wówczas pod ścianą. Kontuzji doznał dotychczasowy numer jeden, czyli Hubert Kostka. Gomola przychodził, aby na moment go zastąpić, a następnie oddać miejsce ówczesnej gwieździe, gdy wróci do pełni zdrowia. Ostatecznie golkiper z Ustronia był na tyle dobry i pracowity, że nie chciał się zadowolić byciem wiecznym rezerwowym.
Rywalizacja Kostka-Gomola łącznie trwała przez 9 lat. W klubie zakończyła się dopiero w 1973 roku, gdy pierwszy z nich zakończył karierę. Co ciekawe, o miano "jedynki" rywalizowali nie tylko w Zabrzu, ale także w reprezentacji Polski, do której przez kilka lat byli regularnie powoływani.
Jan Gomola wystąpił w barwach Górnika 157 razy
Gomola ostatecznie w barwach Górnika wystąpił 157 razy (we wszystkich rozgrywkach). Udało mu się zdobyć pięć mistrzostw Polski i cztery Puchary Polski. Do tego dochodzi siedem występów w drużynie narodowej. Co ciekawe, mógł mieć w dorobku olimpijskie srebro, ale w 1972 roku Kazimierz Górski nie wziął go do Monachium, bo obawiał się, że Janowi odnowi się kontuzja kręgów szyjnych.
Legendarny bramkarz Górnika w historii polskiego futbolu zapisał się w inny sposób. Jest pierwszym polskim piłkarzem, który podpisał zagraniczny kontrakt. W 1974 roku zdecydował się na podróż do Meksyku! Tam spędził trzy lata, grając w barwach Atleticu Espanol i Atletico Zacatepec.
Po meksykańskich wojażach wrócił do swojego Ustronia. Próbował swoich sił jako trener, ale nigdy się nie wybił w tym fachu. Pracował z bramkarzami w Kuźni i Beskidzie Skoczów, samodzielnie prowadził Morcinka Kaczyce oraz Piasta Cieszyn, ale pod tym względem nie doścignął swojego odwiecznego konkurenta Huberta Kostki, który także jako szkoleniowiec zapracował sobie na miano legendy.
Może Cię zainteresować: