Kiedy kilka tygodni opublikowaliśmy artykuł o parze rowerowych pasjonatów, którzy postanowili wyruszyć w trzyletnią rowerową podróż życia, nie przypuszczaliśmy, że uda nam się stworzyć cały cykl poświęcony gliwiczanom, którzy łamią stereotypy, walczą ze swoimi słabościami i pokazują wszystkim, że można żyć inaczej.
Okazuje się, że Gliwice to miasto przepełnione kolorowymi osobowościami, którym najzwyczajniej w świecie chce się żyć i radością zarażać innych. Dziś przedstawimy Wam osobę, której historia do kolorowych i radosnych z pozoru nie należy, a jednak po chwili rozmowy okazuje się, że pozytywnej energii jest w niej na tyle dużo, że może nią zarażać.
Pani
Bożena Kamińska Truś – lekarka z wieloletnim stażem, u której 2,5 roku temu wykryto nowotwór. Zaczęło się - nagle od utraty widzenia w jednym oku.
- Po prostu wstałam rano i stwierdziłam, że nie widzę. To był pierwszy wolny weekend po długim okresie intensywnej pracy. Obudziłam się przerażona faktem, że nie widzę na jedno oko, że odczuwam jedynie obecność światła. Odbyła się szybka i intensywna diagnostyka i mniej więcej po 3 tygodniach okazało się, że mam zaawansowanego raka mózgu - wspomina Pani Bożena.
Pierwsza diagnoza zakładała, że nic nie da się z tym zrobić, ostatecznie jednak udało się znaleźć neurochirurgów, którzy podjęli się zabiegów i już po dwóch tygodniach od otrzymania wyników pani Bożena była operowana. Ogromną część nowotworu udało się wyciąć, jednak małe fragmenty wciąż pozostały. Dzisiaj pani Bożena jest pod stałą obserwacją i na etapie przygotowań do kolejnej terapii.
"Ta wyprawa to okrzyk zagrzewający do walki..."
Dlaczego to właśnie ona jest bohaterem naszego cyklu? Otóż pani Bożena i jedenaście innych kobiet, które są w trakcie walki z rakiem lub tę walkę już wygrały, postanowiły wyruszyć w rejs. Skąd pomysł? Jak mówi pani Bożena, żadna z uczestniczek nie miała z tym wcześniej do czynienia, niektóre z pań wody się po prostu boją, a rejs po pełnym niespodzianek Bałtyku ma być natchnieniem i inspiracją dla wszystkich, którzy walczą z rakiem.
- Ta wyprawa to nasz pozytywny okrzyk do tych, którzy przechodzą przez to, co część z nas ma już za sobą. To okrzyk zagrzewający do walki i udowodnienia samemu sobie, że z rakiem można wygrać. Jedyną drogą jest pogodzenie się z tym, że żyjemy z nowotworem i zrobienie wszystkiego co w naszej mocy, by z tego wyjść! - dodaje pani Bożena.
Rejs jachtem „Zjawa 4” ma się rozpocząć 31 maja i będzie trwał 6 dni. Panie wypływają z Gdyni i płyną do miejscowości Visby na wyspie Gotlandia w Szwecji. Na jachcie będą zarejestrowane jako załoga a nie pasażerowie, tak więc nie ominą ich wszelkie obowiązki związane z pracą na statku, takie jak obowiązkowe wachty czy czyszczenie pokładu i inne prace porządkowe.
- Czy się boimy? Ja się nie boję. Myślę, że w części osób trochę lenku pewnie jest, ale to raczej zdrowy objaw, poza tym chyba całkiem nieźle sobie z tym radzimy - uśmiecha się pani Bożena.
Jak już wspomnieliśmy oprócz naszej bohaterki w rejs wyruszy jedenaście innych kobiet z terenu całej Polski, m.in. z Gliwic, Katowic, Krakowa, Lublina, Warszawy, Gdańska, Gdyni, czy Poznania.
Pomysłodawcą i organizatorem całej akcji jest pani
Magda Lesiewicz z Gdańska, która zmagała się z rakiem piersi. Prowadzi bloga
„Wariatkowo”, który jest adresowany do osób chorych onkologicznie. Blog jest o tym, jak "nie zwariować" w trakcie choroby nowotworowej, cieszyć się życiem w trakcie i po leczeniu.
Pani
Ania Małek promuje ideę zdrowego żywienia, prowadzi bloga
„Kuchnia biegacza” i jak nie trudno się domyśleć – biega. Pani
Agnieszka Kościniewicz również zachęca do aktywnego trybu życia, biega i prowadzi bloga
„Biegnę z rakiem przez życie”. W rejsie bierze udział również Pani
Monika Gawron z Katowic, która przeszła bardzo długą i ciężką walkę z rakiem. Jej historia to bez wątpienia jeden z cięższych przypadków w ich grupie. Pierwsza diagnoza wykazała złośliwy nowotwór kosmówki czwartego stopnia z przerzutami do płuc. Pani Monika przeszła długie leczenie, rok później – w 2013 roku – przyszła kolejna diagnoza – naciekający rak szyjki macicy i kolejna terapia, również bardzo uciążliwa, po której nastąpiła poprawa. Jednak nie na długo, bowiem teraz Panią Monikę znowu czeka terapia - pojawiły się przerzuty w płucach.
Mimo to dziewczyna jest bardzo radosna, pełna pozytywnej energii, to naprawdę jest jedna z najbardziej pozytywnych dziewczyn, jakie w życiu spotkałam. Śliczna, naładowana uśmiechem i chęcią pomocy, która założyła fundację i próbuje pomagać innym - twierdzi Pani Bożena.
W rejsie weźmie także udział
Agata Ślazyk – matka dwójki dzieci z Krakowa, która płynie z przesłaniem dla chorych na raka jajnika. Chce im powiedzieć, żeby się regularnie badały i dbały o siebie, bowiem rak jajnika to jeden z najbardziej podstępnych nowotworów. Im szybciej się go wykryje, tym większa szansa na wyleczenie. Pani Agata jest tego najlepszym przykładem - wygrała tę walkę.
Spytaliśmy Panią Bożenę jak to jest dowiedzieć się nowotworze i jak ważne jest wsparcie najbliższych.
Kiedy przestałam widzieć to lekarze powiedzieli mi, że to może być wierzchołek góry lodowej. Ja czułam się znakomicie – nawet głowa mnie nie bolała. Kiedy dostałam wynik i widziałam, że jest to ogromny nowotwór to nie ukrywam - to był wstrząs. Ale pozbierałam się, bo wiedziałam, że trzeba działać. W tej chwili wracam do życia, wracam do aktywności zawodowej i staram się cieszyć życiem, choć nie zawsze jest łatwo. Na tę chorobę naprawdę nie można być przygotowanym, ona zawsze krzyżuje plany i odbiera siły, ale wychodzę z założenia, że z każdą sytuacją można się zmierzyć i nigdy, absolutnie nigdy nie można się poddawać - odpowiedziała.
Jako uczestniczki rejsu chcą pokazać, że żyją normalnie, mają pasje, marzenia i potrafią je realizować. Jednak najważniejsze dla nich jest dodanie otuchy chorym na raka i przełamanie stereotypów. Każda z nich przeszła moment, kiedy trochę zweryfikowała się grupa ich znajomych. Jak twierdzi Pani Bożena jej rodzina znakomicie się spisała i w przypadku pozostałych Pań było podobnie. Miały ogromne wsparcie w swoich rodzinach, ale często też spotykały się z osobami, u których najbliższa rodzina potrafi się odwrócić a mąż potrafi odejść.
Znam dziewczynę, której mąż kiedy się dowiedział o raku, to powiedział, że on chce innego życia – spakował walizki i odszedł. Myślę sobie, że dobrze, że odszedł, szkoda tylko, że tak późno- dodaje Pani Bożena.
Osoby zmagające się z nowotworem bardzo często spotykają się z sytuacją, gdzie znajomych nie wie jak się zachować. Wiele osób też nie reaguje, bo są to dla nich tak bardzo przygnębiające sytuacje, że nie potrafią o tym rozmawiać i to właśnie te stereotypy uczestniczki tego rejsu chcą przełamać.
Ich celem jest wniesienie odrobiny świeżego spojrzenia, odwagi, wiary w siebie i pozytywnego nakręcenia, by zwyciężać chorobę. Jak twierdzi Pani Bożena samo wybranie się do poradni i odczekanie swojego w kolejce to nie wszystko – pozytywne nastawienie naprawdę potrafi wiele zdziałać.
Ja osobiście nie korzystałam z pomocy psychologa - poradziłam sobie sama, nigdy nie sięgałam po żadne uspokajacze czy wspomagacze nastroju – nigdy mi to nie było potrzebne. Wiem jednak, że wielu ludziom taka pomoc psychologa jest potrzebna. Osobiście widziałam, jak wiele osób po prostu gasło w oczach na oddziałach onkologicznych, czy na spotkania w ramach grup wsparcia - odpowiada nasza bohaterka spytana o pomoc psychologa.
Pozostaje jeszcze aspekt czysto przyziemny – finansowanie wyprawy. Koszt takiego rejsu to 12-15 tys. zł. Panie ciągle szukają sponsorów i mają nadzieję, że nie będą musiały całości pokrywać z własnych środków, choć jak twierdzi Pani Bożena są tak zdeterminowane, że jeśli trzeba będzie to zapłacą za wszystko same.
Jak już wspomniałam pomysłodawczyni całego projektu – Magdzie Lesiewicz, która mieszka w Gdańsku udało się zdobyć wsparcie Centrum Wychowania Morskiego. Nie dość, że Panowie bezpłatnie Nas przeszkolą, to zgodzili się się wyczarterować jacht po kosztach – to jest ich wkład w to przedsięwzięcie, za który jesteśmy im niezmiernie wdzięczne