6 marca Górnik Zabrze pewnie i w ładnym stylu rozbił Cracovię 3:0. Wydawało się, że drużyna Jana Urbana wskoczyła na wyższy poziom i długo z niego nie zejdzie. Optymizm był poparty terminarzem, bo nadchodziły spotkania z niżej notowanymi zespołami. I nagle wszystko się zacięło, jakby ktoś po złości wsadził kij w szprychy zjeżdżającemu z wysokiej góry rowerzyście.
Jedni grali, drudzy strzelali
Górnik obecnie ma serię trzech meczów bez zwycięstwa. A rywalami byli: Warta Poznań, Termalica Bruk-Bet Nieciecza i Wisła Płock. Ci bardziej optymistyczni kibice z pewnością dopisali w swoich terminarzach co najmniej siedem punktów, a nawet gdyby udało się zdobyć dziewięć, to nikt tym faktem nie byłby zaskoczony. Tymczasem zabrzanie na boisku zdobyli... tylko jeden punkt.
Z Wartą na wyjeździe była porażka 1:2. Potem udało się wyszarpać remis z niecieczenami. Z kolei w miniony poniedziałek przyszło spotkanie z "Nafciarzami", które trudno logicznie wytłumaczyć. Górnik w pewnym momencie przegrywał 0:3, choć gdyby wynik był odwrotny, to nie byłoby żadnego zaskoczenia.
- Niesamowity mecz, myśmy grali, a gospodarze strzelali bramki - przyznał po meczu trener Jan Urban.
Zabrzanie ostatnio mają dwa problemy, z którymi nie potrafią sobie poradzić. Pierwszy to brak koncentracji w defensywie. Drugi to nieskuteczność pod bramką rywala. Nie ma na świecie drużyny, która z takim combo byłaby w stanie regularnie wygrywać spotkania.
Trener Urban wysłał czytelny sygnał
W dobrej formie wciąż jest Lukas Podolski, ale to klasa sama w sobie. W poniedziałek dołożył do kolekcji pięknego gola. Na sile przybiera jednak pytanie, czy były mistrz świata w kolejnym sezonie będzie chciał nadal uczestniczyć w tym projekcie. Kuszące oferty wciąż napływają, nowego kontraktu nie ma, a wyniki oraz działania klubu nie zachęcają, by na finiszu kariery męczyć się w otoczeniu zawodników, którzy są o kilka klas niżej. Wymowna była jego reakcja po pokonaniu bramkarza Wisły. "Poldi" był wściekły i nie dziwi, że żaden z kolegów nawet do niego nie podszedł.
Górnik Zabrze sam zgotował sobie problemy. Zimą, kiedy trzeba było szukać nowego napastnika w miejsce Jesusa Jimeneza, można było odnieść wrażenie, że poza trenerem nikt się tym nie przejmuje. Potem na szybko sprowadzono dwóch Hiszpanów, ale oni na razie, zamiast wzmocnić siłę ofensywną, to siedzą na ławce rezerwowych i grają ogony.
Można snuć domysły, że obaj potrzebują trochę czasu i kiedy dojdą do optymalnej formy, to będą grać, strzelać bramki i prowadzić drużynę do zwycięstw. Ale na pomeczowej konferencji prasowej z ust Jana Urbana padły słowa, które są niezwykle wymowne na temat transferów sprzed kilku tygodni.
- Chciałbym, aby Górnik grał tak widowiskowo. Dobrze się to oglądało, bo jeśli chodzi o sytuacje podbramkowe, jakie mieliśmy… być może trzeba by pozdrowić Jesusa Jimeneza. Nie ma go z nami, a my musimy sobie poradzić z tym i być bardziej skuteczni. Więcej okazji niż dzisiaj, trudno nam będzie stworzyć w jakimkolwiek spotkaniu - przyznał szkoleniowiec.
Jimeneza w Zabrzu już nie ma, ale jego duch wciąż biega po stadionie przy ul. Roosevelta i straszy następców, którzy w spadku po nim dostali za duże buty. Pytanie, co w obecnej sytuacji zrobi klub. W polskim futbolu każdy trener doskonale wie, że trzy mecze bez zwycięstwa to sygnał, że w głowach działaczy zapala się żółta lampka. Kolejne potknięcia sprawiają, że kolor zamienia się w pomarańczowy, a kiedy świeci na czerwono, to trzeba się pakować.
Pozostaje życzyć Górnikowi cierpliwości. Oby nikt nie wpadł na pomysł, że czas na zmiany i owianą legendami "nową miotłę". Trener Urban świetnie wykonuje swoją pracę, ale narzędzia dostał spod lady w markecie budowlanym drugiej kategorii. Za kilka tygodni kończy się sezon i albo działacze wezmą ze sobą szkoleniowca na zakupy i pozwolą mu samemu dobierać produkty z półki, albo w przyszłym sezonie będzie jeszcze gorzej. Bo wiadomo od kilku miesięcy, że latem kolejni czołowi gracze chcą spróbować swojego szczęścia gdzieś indziej.