"CeZik" Cezary Nowak

Cezik wywiad
CeZik, czyli Cezary Nowak urodził się w Gliwicach w 1985 roku. Od tamtej pory, z małymi przerwami brzdąka, stuka, buczy, huczy i wyje! W ubiegły piątek odwiedził naszą redakcję i opowiedział o swojej pracy i życiu. Zawładnąłeś polskim Internetem. Skąd bierzesz inspiracje? Uff, nie wiem skąd. Opieram się na tym co nas otacza. Trochę powstaje w głowie, a trochę z istniejących trendów na Zachodzie. Podobne inicjatywy docierają do nas z opóźnieniem. Rozpoczęło się to od gościa, który śpiewał od tyłu. Postanowiłem przesłuchać kilka dźwięków od tyłu i zobaczyć jak to wygląda. Wtedy trafiłeś do Szymona Majewskiego. No tak. Zadzwonili do mnie jego headhunterzy i zaproponowali występ. To były moje pierwsze masowe show. Oczywiście pojawił się stres. Wielkie studio, ludzi mnóstwo biega dookoła. Formuła programu nie pozwalała na błędy. Jak się zdarzyła pomyłka, to ciężko było to powtórzyć. Ale ludzi byli niezwykle mili, wbrew ogólnemu przekonaniu, że w telewizji są same snoby i ważniaki. Miło wspominam. Mieszkasz jeszcze w Gliwicach czy już brylujesz na warszawskich salonach? Ostatnio wpadłeś do Wojewódzkiego, a tam, jak mawiał klasyk, byle kogo nie zapraszają. Czasem zapraszają byle kogo, takich zwykłych celebrytów (śmiech). Ostatecznie istnieje niepisany wymóg, że trzeba gdzieś lub czymś zabłysnąć w minimalnym stopniu. Takiego szarego człowieka z ulicy nie wybierają. On sam proponuje gości, którzy są potem rozważani przez producentów. Ja akurat zostałem zaproszony za sprawą Czesława Mozila. Co prawda nie połączyła mnie z Czesławem szczególna miłość gliwicko-zabrzańska, a spotkanie na jednym z festiwali filmowych około trzech lat temu. Jeśli chodzi o sam udział w programie, to nie ma szczególnych atrakcji. Nie mają nawet porządnego bufetu, a herbatę podają ze starego czajnika. Wygląda to pięknie z jednego ujęcia, czy dwóch, a jak obrócić kamerę to sam grzyb na ścianie (śmiech). To co, planujesz płytę z Czesławem? Nie! Broń Boże! Nie sądzę, by była nam dana dłuższa współpraca. Jeden kawałek jak najbardziej, ale w dalszej perspektywie nic by z tego nie wyszło. Nadajemy na zupełnie innych falach muzycznych. Jeśli chodzi o nasz kontakt to nie mogę narzekać. To naprawdę swój, śląski, człowiek! Nadal chcę się rozwijać w Internecie i grać koncerty. W Gliwicach wystąpię w maju. Generalnie nie chciałbym nagrywać z nikim płyty, zależy mi na pojedynczych utworach, tak jak z Czesławem. Sądzę, że fajnie byłoby coś stworzyć z Kasią Nosowską. Napisałem do niej maila, zobaczymy czy odpowie (śmiech). Jesteś już celebrytą? Nie znam książkowej definicji tego słowa, jednak w otoczeniu istnieje przekonanie, że to człowiek znany wyłącznie z tego, że jest znany. To najczęściej osoby, które nie robią konkretnych, sensownych rzeczy, a jedynie bywają na salonach, robiąc tym samym karierę. Mi do tej pory udało się zdobyć już 70 milionów wyświetleń, ale na salonach nigdy nie byłem. Nikt mnie nie zaprosił jeszcze na żadne wielkie spotkania, choć czasem rozdaje autografy. Na szczęście nie mam psychofanek. Spotkałeś się już z otwartą zazdrością w Twoim otoczeniu? Na żywo jeszcze się z takimi zachowaniami nie spotkałem. Nikt mi nigdy w oczy tego nie powiedział czy nie pokazał. Za to w Internecie owszem, pojawiają się czasem anonimowe komentarze. Ja sam zazdroszczę wielu rzeczy ludziom, ale nie przybiera to takich skrajnych form. Myślę, że to całkiem normalne. Osobiście cieszę się z tego, że mogę robić to co lubię i nie muszę robić tego do czego się początkowo przymierzałem. A cóż to za porzucone plany? Chodzi o drogę, którą obrałem idąc na studia. Poszedłem na Politechnikę Śląską, aby zostać inżynierem. Na szczęście w trakcie udało mi się od tego uciec. Ostatecznie skończyłem kierunek Automatyki i Robotyki. W tym momencie mogę się już utrzymać ze swojej działalności muzycznej. Pieniądze pojawiły się w momencie, gdy przekroczyłem granicę miliona wyświetleń. Jak osiągnąć taki sukces? Kiedy odkryłeś swój talent? Nie ma pewnego przepisu. Istnieją jednak pewne kroki, które pomagają. Nawet nie chodzi o ciężką pracę, a o determinację. To chyba najważniejszy czynnik. Jeśli chcemy czegoś za wszelką cenę to z pewnością uda nam się osiągnąć wymarzony cel. W moim domu było bardzo muzycznie. Mój brat jest doktorem kompozycji na Akademii Muzycznej. Jako, że jest o 6 lat starszy to dużo wcześniej zajął się muzyką. Także moi rodzice wpajali nam, aby interesować się muzyką. Teraz śledzą moje poczynania w Internecie. Wracamy do pytania, Gliwice czy Warszawa? Mnie się tu żyje bardzo dobrze. Choć ostatecznie kostka na Rynku nie jest chyba najlepszym rozwiązaniem (śmiech). Oczywiście, gdy spoglądamy na sąsiednie miasta to nie mamy na co narzekać. Jak czasem jadę przez Bytom to przyśpieszam zawsze, by opuścić to „piękne” miasto. W Gliwicach zawsze było ładnie. Nie planuję przeprowadzki.